psalmy_przyszlosci

Psalmy Przyszłości

Prze­ciw pie­kłu pod­nieść kord!
Bić sza­ta­nów czar­ny ród!
Roz­ciąć sza­blą krwa­wy knut
Bar­ba­rzyń­skich w świe­cie hord!
Lecz nie nę­cić pol­ski Lud
By niósł Szlach­cie pol­skiej mord!
Mar­ne wrza­ski – próż­ne mowy –
Z krwi i z bło­ta sta­ry świat!
My do in­nych idziem lat,
Pro­mień z Nie­bios spadł już nowy!

Gdy z ko­leb­ki Duch się bu­dzi,
Nie­mow­lęc­twem wol­nych lu­dzi
Gi­lio­ty­na i gra­bie­że!
Dzie­ciom luby wście­kły gniew!
I w wy­la­ną brat­nią krew
Wie­rzą, ciem­ne, w śle­pej wie­rze!
Nie wol­no­ści do­tąd czło­wiek,
To wol­no­ści wsta­ło zwie­rzę!
Lecz czas łu­skom od­paść z po­wiek –
Czas już przej­rzeć Boga wolę!
Czas aniel­ski pod­jąć trud,
Czas od­rzu­cić wszel­ki brud
I tym sa­mym znieść nie­wo­lę!

Nie jest czy­nem – rzeź dzie­cin­na!
Nie jest czy­nem – wy­nisz­cze­nie!
Jed­na praw­da bo­ska, czyn­na,
To przez mi­łość prze­mie­nie­nie!
Je­den tyl­ko, je­den cud:
Z Szlach­tą pol­ską – pol­ski Lud,
Jak dwa chó­ry – jed­no pie­nie! –
Wszyst­ko inne – złu­dą złud!
Wszyst­ko inne -pla­mą plam!
I oj­czy­zna tyl­ko tam!

Je­den tyl­ko, je­den cud:
Z Szlach­tą pol­ską – pol­ski Lud,
Du­sza żywa z ży­wym cia­łem,
Ze­spo­jo­ne świę­tym sza­łem;
Z tego ślu­bu je­den Duch,
Wiel­ki na­ród pol­ski sam,
Jed­na wola, je­den ruch,
O! zba­wie­nie tyl­ko – tam!

Kto chce iskier z czar­ta kuź­ni,
By prze­pa­lić czar­ta moc,
Ten świat w gor­szą wpy­cha noc,
Ten mą­dro­ści wiecz­nej bluź­ni.
Choć­by nie był Mo­skal ro­dem,
Ten Mo­ska­lem stał się z du­cha,
Ten mon­gol­skich na­tchnień słu­cha
Mo­skwa-pie­kło mu na­ro­dem.

Sza­ta Pol­ski nie­ska­la­na,
Prze­naj­czyst­sza i świe­tla­na –
Jak nie­win­ność tru­du tru­dów,
Jako od­kup wszyst­kich Lu­dów,
Do­tąd w Pol­ski gro­bie leży! –
Ten, kto wznie­sie pierw­szy rękę,
By śnieg ze­trzeć z tej odzie­ży,
Kto prze­mie­ni w zbrod­nią -mękę!
Kto prze­ku­je w nóż kaj­da­ny,
A nie w sza­blę – ten prze­klę­ty! –
Tego strasz­na gna po­ku­sa –
Ni mu roz­wój świa­tów zna­ny –
Ni ob­ja­wień mu Duch świę­ty,
Ni pa­mię­tan duch Chry­stu­sa! –
On bez my­śli, on bez ser­ca –
W Boga skarb­cach nic nie kupi –
On nie­szczę­sny i on głu­pi,
Jak kat każ­den i mor­der­ca!

Gdy zstę­pu­ją w świat ge­niu­sze,
In­nym spra­wę wio­dą to­rem!
Nikt przez mor­dy i ka­tu­sze
Nie był wie­ków Dyk­ta­to­rem!
Ra­czej żyją nie­bez­piecz­nie,
Ra­czej w koń­cu giną sami,
Lecz zwy­cię­stwo ich trwa wiecz­nie –
A z nich ża­den się nie spla­mi
Ter­ro­ry­zmem – by do sza­ty
Pur­pu­ro­wej brał szkar­ła­ty
Z bra­ci swo­ich zżę­tej gło­wy –
Ani Ce­zar sta­ry w Rzy­mie!
Ani Fran­cji Ce­zar nowy!
Każ­de krwa­we w dzie­jach imię,
Ach! no­si­ła mier­na du­sza!
Sła­by tyl­ko rzeź wy­bie­ra:
Czy mu imię jest – Ma­riu­sza,
Czy mu imię – Ro­be­spie­ra!

W po­świę­ce­nia świę­tej du­mie
Po­pro­wa­dzi Lud do bi­twy,
Kto pro­wa­dzić Lud ten umie:
Szlach­ta Pol­ski – Rusi – Li­twy!
Pierś­że czy­ja kwit­nie w bli­zny?
Kto się pa­lił wciąż ofia­rą
Na oł­ta­rzach tej Oj­czy­zny?
Kto nad Ludu błęd­ną marą,
Nad prze­pa­ścią ciem­ną jesz­cze,
Skrzył się cały w żary wiesz­cze?
Kto sam z władz swych się roz­bie­rał.
Na­ro­do­wi po­otwie­rał
Przy­szłe, wiel­kie bytu niwy?
Ani kup­cy – ni Żydo­wie –
Ani miesz­czan też sy­no­wie –
Lecz ród szlach­ty nie­szczę­śli­wy! –
Ród, co nie znał z wro­giem miru,
Żni­wem tru­pim ści­nan w boju
Lub za­pę­dzan do Sy­bi­ru –
Oni tyl­ko – do­tąd oni,
Z Pol­ską w ser­cu -z mie­czem w dło­ni –
Dniem i nocą bez po­ko­ju!

Któż, za­chwy­con zda­rzeń ście­kiem,
Nie po­peł­nił ni­g­dy winy?
Chy­ba je­den – ten Je­dy­ny,
Co był Bo­giem a Czło­wie­kiem!
Ja­kiż na­ród – ja­kiż stan –
Wiek­źe jaki z czy­stym czo­łem
Krzyk­nąć może: „Jam anio­łem!
Jam nie za­dał dru­gim ran!”

Lecz się grze­chy ma­zać win­ny,
Gdy z grzesz­ni­ka czło­wiek inny
Wy­la­tu­je śród cier­pie­nia –
Tak jak Fe­niks, co się zmie­nia –
Nie­śmier­tel­ny – śród pło­mie­nia!
A wy­le­ciał ptak ten nowy,
Syn zbu­dzo­nych z snu roz­bio­rem!
Ani za­snął oj­ców wzo­rem!
Zje­żył skrzy­dła – ści­snął szpo­ny
I w po­wie­trzu gryzł ko­ro­ny,
Ber­ła, mie­cze i oko­wy,
Któ­re trzy­ma ptak dwu­gło­wy!

Wszę­dzie, wszę­dzie na pla­ne­cie
Bra­ci mo­ich ryty ślad!
Wy go słów­ mi nie zma­że­cie,
Bo tchnie w dzie­jach Boży ład!
Ich za Pol­skę – ści­gał świat,
Ich za Pol­skę – mę­czył kat –
Nie od wczo­raj – od lat wie­la
Pierś im pa­lił skwar­ny brzeg –
Lub krył oczy wy­gnań śnieg
I wię­zi­ła Cy­ta­de­la!

Na al­pej­skich skał wy­ży­nie,
Po śród­ziem­nych fal błę­ki­cie,
Na ital­skim Ap­pe­ni­nie,
Na hisz­pań­skich Sier­rów szczy­cie,
Na ger­mań­skich niw rów­ni­nie,
Po mo­skiew­skich wszyst­kich lo­dach,
Na fran­cu­skim każ­dym polu,
Po wszech­zie­miach – po wszech­wo­dach
Sie­li przy­szłej Pol­ski siew!
Boże ziar­na – wła­sną krew –
I wy syny tego bólu! –

Tam Lud świę­ty Szlach­ta świę­ta,-
Nie kto inny -pro­wa­dzi­ła! –
A ją na­tchnień wio­dła siła –
Bez niej dzi­siaj wam by pęta
Du­cha żar­ły, a nie cia­ło –
Bo Lud mar­twy sam – to mało –
Ogrom leży, a bez czu­cia –
Jesz­cze trze­ba iskry z nie­ba,
A nie z zie­mi – do roz­ku­cia
Ma­rzą­ce­go w śnie ol­brzy­ma –
I bez Szlach­ty Ludu nie ma! –

Z ży­ciem wier­nie prze­cho­wa­nem
Ona stoi na mo­gi­le,
W któ­rej zmar­twych­wstań­ców tyle! –
Ona Ludu, dziś ka­pła­nem! –
Dzier­ży w ręku moc ofia­ry –
Gróźb nie lęka się ni kary –
Bo zdep­ta­ła świat wasz sta­ry,
Świat za­wi­ści – mor­du – ciem­na –
W któ­rym tyl­ko moc ujem­na.
Wie się ona prze­zna­czo­ną
Do no­sze­nia tu ko­ro­ny!
Lecz je­dy­ną tu ko­ro­ną
Wy­lać Du­cha na mi­lio­ny!
Cia­łom wszyst­kim roz­dać chle­ba –
Du­szom wszyst­kim – my­śli z nie­ba!
Nic nie spy­chać ni­g­dy w dół,
Lecz do co­raz wyż­szych kół
Iść przez dru­gich pod­no­sze­nie –
Tak Bóg czy­ni we wszech­świe­cie!
Bo cel świa­tów – szla­chet­nie­nie!

Wy, co wyż­sze zni­żać chce­cie,
Pa­trz­cie! pa­trz­cie! – Od ka­mie­nia
Jak stop­nia­mi Pan prze­mie­nia
Du­chy stwo­rzeń. – Zra­zu sen­ny
Wsz­czą­tek ży­cia, aż po­wo­li
Wy­do­bę­dzie się z nie­wo­li;
– Wal­ka trud­na i trud boli
Lecz pod­no­si się kształt zmien­ny,
Wresz­cie przy­wian Duch z da­le­ka
Wdzie­wa na się pierś czło­wie­ka. –
Głaz, kwiat, zwie­rzę śni­ły z ci­cha –
On ku nie­bu pnie już gło­wę –
Do anio­łów pie­śnią wzdy­cha,
Mię­dzy gwiaz­dy ete­ro­we!

Wszyst­ko, wszyst­ko, wiecz­nie, wszę­dzie
Rwie się w górę z Bo­żej my­śli!
Z wiecz­nym Bo­giem ten nie bę­dzie,
Kto ina­czej świat swój kry­śli!
Kto nie sz­lach­cić na­ród cały,
Lecz chce szlach­tę ze­drzeć z chwa­ły –
Może chwil­kę w gru­zach się­dzie,
Bra­ci schło­pi lub oba­li –
Lecz nie wznie­sie Ludu da­léj. –
Bo wszech­świa­ta pra­wom wbrew
Sen­nych zbu­dzi nie na lu­dzi –
Zbu­dzi sen­nych na zwie­rzę­ta! –
Mia­sto świa­teł wiel­kiej bu­rzy,
Uj­rzy ziem­skiej dno ka­łu­ży
I w niej pol­ską, spie­kła krew!
– To nie pol­skie będą świę­ta!

Po­wiedz, orle! orle mój!
Bia­ło­skrzy­di­ny, nie­zma­za­ny,
Skąd tych czar­nych my­śli rój?
One ro­sną – gdzie kaj­da­ny!
Ach! nie­wo­la są­czy jad,
Co roz­kła­da Du­chów skład!
Ni­czym Sy­bir – ni­czym knu­ty
I cie­le­snych tor­tur król!
Lecz na­ro­du duch otru­ty –
To do­pie­ro bó­lów ból!

Wiecz­nie stoi Przy­własz­czy­ciel
Przed wszyst­kich oczy­ma! –
Tym, że stoi, już ku­si­ciel:
– Chy­ba Boga nié ma!
Spro­sno­ścia­mi hyd­nej dur­ny -.
Po­mię­szał ro­zu­my!
Roz­wią­zu­je sam su­mie­nia
Przez ogrom cier­pie­nia!
Sie­je kłam­stwo i ciem­no­tę,
Zmie­ni zbrod­nią – w cno­tę!
Bo­ha­ty­rów on prze­ka­ci
Na tru­pach ich bra­ci!
On przy­uczy dzie­ci małe
Wie­rzyć w mord jak w chwa­łę!
We­zmą szty­let mdłe pa­nien­ki,
Jak różę, do ręki!
Po­wie sio­stra: „Bra­cie, weź,
Bo zba­wie­niem rzeź!!”
Osza­le­ją jego sza­łem,
Roz­wściek­ną -wście­kli­zną!
Jak on będą – pie­kłem ca­łem,
Nie nie­bem, oj­czy­zną!

Precz tym złu­dom, o ma Świę­ta!
Złej go­dzi­ny to są mary!
Ty zo­sta­niesz nie do­tknię­ta!
Ty nie zbę­dziesz daw­nej wia­ry,
Że ten tyl­ko wię­zy prze­tnie,
Kto na­masz­czeń cno­ty zna­kiem.
Że na zie­mi być Po­la­kiem
To żyć bo­sko i szla­chet­nie!

Nie­chaj szep­czą je­zu­ity,
Nie­chaj wrzesz­czą de­ma­go­gi,
Że cel wiel­ki a ukry­ty
Od­wsze­tecz­nia pod­łe dro­gi –
Że przy­pad­ków idąc ko­łem,
Wol­no w ba­gna zajść sza­ta­na!
Po­tem du­sza w nich ską­pa­na
Znów od­naj­dzie się anio­łem –
Że się zma­że hań­by kar­tę!
Że kró­le­stwo Boże z czar­ta –
Że wszech­do­bro złe­go war­te –
Że wszech­mi­łość – zbrod­ni war­ta!

Precz tym złu­dom, o ma Świę­ta!
A ota­cza cię ich wie­le –
Wszyst­kie świa­ta chcą zwie­rzę­ta
W zwie­rzę zmie­nić cię, Anie­le!
U stóp świę­tych twej Gol­go­ty
Wszyst­kie zło­ści zgro­ma­dzo­ne!
Wszyst­kie Fał­sze i Ciem­no­ty –
Wszyst­kie czar­ne wie­ku Du­chy!
Ci z no­ża­mi – ci z łań­cu­chy –
A chcą wszyst­kie mąk ko­ro­nę
Zwiać ci z czo­ła w pie­kieł stro­nę –
Byś zmar­twych­wstań wiel­kim czy­nem
Nie za­bły­sła Se­ra­fi­nem! –
By krwi two­jej i łez stru­gi
Nie miesz­ka­ły w przy­szłym nie­bie!
By się na nic nie przy­da­ło
Chry­stu­so­we w to­bie cia­ło
Umę­czo­ne po raz dru­gi!
By z naj­droż­szej Panu – z cie­bie,
Po­zo­sta­ła w dzie­jach świa­ta
Ja­kaś brud­na tyl­ko sza­ta –
By ty zni­kła – ty, zbaw­czym,
Cór­ko Boża, ty – da­rem­no –
I w sła­wiań­skich niw pu­sty­ni
Już na wie­ki było ciem­no!

Ja­kież strasz­ne ich po­sta­ci,
Tych ku­szą­cych bez­boż­ni­ków!
Ty­sią­ca­mi wście­kłych ry­ków
Pro­szą cie­bie o mord bra­ci!
Inni każą w imię Cara
Wie­rzyć to­bie – żeś ty mara!
Ko­ścio­tru­pie u nich lice –
Boże! Boże! -to upio­ry,
Z cmen­ta­rzo­wej wy­szłe nory! –
W oczach żą­dła – nie zrze­ni­ce –
Pod że­bra­mi ser­ca nié ma –
W miej­scu ser­ca wąż się zży­ma
I wy­ła­żą z pier­si gady,
Wszyst­kie hań­by – wszyst­kie zdra­dy –
Obrzy­dli­wym gnąc się ru­chem,
Każ­da wije się łań­cu­chem,
Z dru­gą wią­że się w prze­strze­ni!
Już się co­raz bar­dziej zbli­ża
Tłum plu­ga­wy ten do cie­bie!
Łań­cu­cha­mi żmij złą­cze­ni,
Do two­je­go idą krzy­ża,
Co na wzgó­rzu, w czy­stym nie­bie.
Już sta­nę­li – wzno­szą gło­wę –
Plwa­ją śli­ny swe nie­czy­ste
Na twe cia­ło pro­mie­ni­ste –
Za­rzu­ca­ją z wę­żów wień­ce
Na prze­bi­te two­je ręce,
Na twe sto­py mar­mu­ro­we!
Oni cie­bie by roz­dar­li,
Cie­bie przy­szłą – ci z prze­szło­ści
Cie­bie żywą – ci umar­li,
Co nie wej­dą do twych wło­ści!

Pol­sko moja! Pol­sko świę­ta!
Nad zwy­cię­stwa sto­isz pro­giem;
Kres to męki twój ostat­ni!
Nie­chaj tyl­ko uwy­dat­ni,
Żeś wszech­złe­go wiecz­nym wro­giem!
Po­tem pry­sną śmier­ci pęta
I ty bę­dziesz wnie­bo­wzię­ta,
Bo aż w śmier­ci by­łaś z Bo­giem!

Gdy ostat­nia chwi­la
Zgon w ży­cie prze­si­la,
Naj­sroż­szy bój!
Szloch zwąt­pień – jęk skar­gi
Ję­czą mrą­ce war­gi –
O! Boże mój! –

W mę­czeń­skiej twej sile
Po­ko­naj tę chwi­lę,
Ten zwy­cięż ból –
A wsta­niesz na nowo,
A wsta­niesz Kró­lo­wą
Sła­wiań­skich pól! –

Mo­skiew­skie ma­mi­dła,
Obiet­ni­ce, si­dła,
Nie zwo­dzą już!
Dzie­sięć Lu­dów cze­ka
Na myśl – lub czło­wie­ka –
Myśl two­ja – tuż!

Nie zsa­mo­bój­czo­na,
Z wła­sną krwią u łona,
Przed Bo­giem stań!
By wziął cię z ko­lei
W po­czet swych idei,
Tych świa­ta pań!

Dziś wschod­ni ląd
Dwóch bój­ką wiar –
– Ty i Car. –
Car, ży­cia trąd –
Ty, ży­cia prąd,
Ty, ży­cia dar!

Niech mi­ło­śnie,
Jak ku wio­śnie,
W twą pa­trzą twarz!
Bądź mi­strzy­nią,
Co krzy­wo­ści
Świa­ta pro­ści,
Prze­wod­czy­nią
Wszech­mi­ło­ści!

Grzech wszel­ki maż –
Łzę wszel­ką susz –
Depcz ziem­ski szał –
Rządź świa­tem dusz,
Gardź pań­stwem ciał
Nieś dech Pana,
Nie ska­la­na
Żad­nym ka­łem!
Ludy z trzo­dy
Stwórz w na­ro­dy:
Stań nad nie­mi
Ich na zie­mi
Ide­ałem!

Prze­ciw pie­kłu pod­nieść kord
Bić sza­ta­nów czar­ny ród!
Roz­ciąć sza­blą krwa­wy knut
Bar­ba­rzyń­skich w świe­cie hord!
Lecz nie nę­cić pol­ski Lud,
By niósł Szlach­cie pol­skiej mord!
Jed­no tyl­ko, ach! zba­wie­nie,
Je­den tyl­ko – je­den cud:
Z Szlach­tą pol­ską – pol­ski Lud,
Jak dwa chó­ry – jed­no pie­nie!

Haj­da­mac­kie rzuć­cie noże
I oszczer­stwa, i bluź­nier­stwa!
By Ca­ry­cy w gro­bie ko­ści
Nie skle­iły się z ra­do­ści,
Trup nie par­sk­nął w śmiech szy­der­stwa!

Haj­da­mac­kie rzuć­cie noże,
By nie klę­ły na was wie­ki,
Że cel wie­ków – znów da­le­ki!
Żeście w du­mie – że­ście w sza­le
Prze­wró­ci­li lo­sów sza­le
I roz­bi­li się na ska­le,
Kędy wiecz­nie się wy­rod­ni
Roz­bić mu­szą – bo na zbrod­ni!…

Haj­da­mac­kie rzuć­cie noże,
Je­śli w głę­bi ser­ca wie­cie,
Że w pla­ne­ty tego dzie­je
Pan wciąż z nie­bios myśl swą sie­je.
– Nie przy­pa­dek rzą­dzi w świe­cie –
Nikt nie sta­wia gma­chu z bło­ta
I naj­wyż­szy ro­zum – cno­ta! –

Haj­da­mac­kie rzuć­cie noże!
Bo gdy miną fale go­dzin,
Co nas dzie­lą od od­ro­dzin,
Bę­dzie Pol­ska zmar­twych­wsta­ła
Wszyst­kich zbój­ców prze­kli­na­ła!
– Tam­ci lep­si – i mniej śmie­li,
Skra­dli zie­mię – czci nie tknę­li,
Sła­wy wie­ków nie za­tar­li!
Niech głos Lu­dów to opo­wie!
My ja­śnie­li, choć umar­li,
Jako ja­śnią anio­ło­wie!

Haj­da­mac­kie rzuć­cie noże!
A gdy za­grzmi – o żniw po­rze,
Wte­dy na­przód – w imię Boże!
Bierz­cie sza­ble – sier­py – kosy –
Dać żni­wia­rzom wszyst­kim grunt –
Roz­pło­mie­nić świę­ty bunt –
Le­cić będą, le­cić kło­sy,
Zie­mię zbro­czy gę­sty wróg,
Twierdz i wię­zień pry­sną mury –
Du­chem za­tlon, ogrom zgo­rze
Jak su­che­go sia­na stóg!
A pa­trzą­cy wiecz­nie z góry
Nie od­wró­ci twa­rzy Bóg!

Psalmy Przyszłości: Psalm Miłości
ZYGMUNT KRASIŃSKI

Tagi: Brak tagów

Możliwość komentowania została wyłączona.