swiecone_andriolli

Wielkanoc we Dworze Polskim na Litwie

Triumf nad śmiercią u wiosny zarania
To miłe nasze święto Zmartwychwstania,
Ze szczególniejszym pietyzmem one,
Tutaj na Litwie było obchodzone.
Po długim poście siedmiotygodniowym,
Obserwowanym w rygorze surowym,
W czasie którego mięsa nie jadano,
Tańców, muzyki, gier zaprzestawano,
I od popielca do wielkiej soboty,
Czas ten święcono jako czas pokuty.
Kwietna niedziela zwiastunką świąt była,
I gdy dziedziczka wierzbę poświęciła,
To już w początku tygodnia wielkiego,
Poczęto myśleć koło święconego.
Naprzód indyki były odstawione
I szczególniejszą pieczą otoczone,
Więc się gałkami często napychały,
By kruche, pulchne, smaczne mięso miały.
Najlepszych prosiąt z gromady wybrano,
I pod opiekę gospodyni dano,
Tu się na czystem mleku dokarmiały,
By dobry wygląd na święconem miały.
Posiano jęczmień aby był zielony,
Gdy w nim baranek stanie poświęcony.
Szafran spirtusem nalany w słoiku,
Nabierał barwy na ciepłym piecyku.
A tam dzieciarnia łuszczy już migdały,
Z których się torty będą wypiekały,
Łuszczą orzechy, sortują rodzenki,
Duże, bez pestek i czarne koryntki.
Święcone sporo pochłaniało czasu,
Nie mało panie miały ambarasu,
Z tem, by się babki dobrze im udały,
W miarę podrosły, zakalca nie miały.
By były drożdże w porę dostarczone,
Mięsiwa kruche i nie przesolone;
Jak wyjdą torty, mazurki, baumkuchy,
Pierogi, sery, jajka i szpekuchy.

Stół ze święconem miał być okazały
Dwory ze sobą w tem konkurowały.
Skrzętne gosposie mocno się troszczyły,
By dobre ciasta na święconem były.
Stały więc babki śliczne, lukrowane.
Większe i mniejsze, gładkie, fugowane,
Widniały żółte babki szafranowe,
Mądre, wołyńskie, dziadowskie, chlebowe;
Strojne mazurki i torty wspaniałe,
Nad podziw piękne, smaczne, okazałe,
Był tu mazurek włoski migdałowy,
Cygański, suchy, jabłeczny, miodowy.
Torty: turecki, wiedeński, hiszpański,
Piaskowy, tłusty, kruchy, zabalkański
Stały baumkuchy, by ule z pszczołami
Wysokie, żółte, pokryte szyszkami.
Sporą część stołu ciasta zajmowały,
Pięknym widokiem oko nasycały.
Dalej, mięsiwa i różne wędlinki,
Prosięta, ptactwo, kumpiaki i szynki,
Podrumienione cietrzewie, indyki,
Sarnie, cielęce pieczenie, króliki.
Jajka pisanki woskiem nawodzone,
Lakierowane, błękitne, czerwone,
Piramidami przy baranku stały,
Poczesne miejsce na święconem miały.
Tęgo się nasze babcie namęczyły,
Nim ze święconem stoły urządziły,
Odczuć się dało to w wielką sobotę,
Gdy koło stołu kończały robotę.
Znużone postem i wynerwowane,
Były jak osy, gniewne nadąsane,
Każdy mąż sprytny, i zrównoważony,
Starał się wymknąć na ten czas od żony,
Biada tym mężom, co ujść gdzie nie mieli,
I przy kobietach w domu być musieli,
Istny krzyż pański oni przenosił,
Męczennikami prawdziwymi byli.
„Tyś trącił drzwiami i ciasto obsadził!
Patrz ten zakalec! tyś go babce, wsadził”

„Nie w porę lufcik w oknie otworzyłeś,
Chlebową babkę krzywą uczyniłeś!”
„Patrz go, jak węszy i ślinkę połyka,
Gotów już teraz spróbować indyka!”
„Stój tam przy rądlu, a gdy wrzątek wzbierze,
Upuszczaj jaja mówiąc trzy pacierze!”
„Spróbój krupniku! czego mu brakuje,
Lecz niezaśpiewaj zaraz alleluję!”
„Patrz! w mące cały jesteś powalany,
Niezdaro! jakiś niewytresowany!”
„Połę surduta umaczałeś w sosie,
Zmykaj mi z kuchni! bo weźmiesz po nosie!”
I wiele jeszcze dąsów i gderania,
Na biednych mężów wysypały panie,
Gdyby tak dłużej kobiety zrzędziły,
Wszystkich by mężów z domu wystraszyły!
Akurat w porę, gdy stół zakończono,
Zjawił się pleban z wodą poświęconą,
Tu przy modlitwie, kropiąc dary boże,
Podziwiał wielki, piękny stół we dworze:
„Dużo już dworów dzisiaj objechałem,
Tak wspaniałego stołu nie widziałem!”
To już balsamem dla dziedziczki było,
W dobrą, łagodną ją przeistoczyło,
Znalazł się dukat dla księdza plebana,
I srebrny rubel dla zakrystyjana,
Uśmiech mężowi, dla służby pochwały,
Cisza i spokój znów zapanowały.

Z wielkiem skupieniem Świąt oczekiwano,
Myśląc o ciele i o duszy dbano,
Więc w ciągu postu, we wszystkie niedziele,
Nikt nie opuścił Mszy świętej w kościele,
Pobożnie dróżki Pańskie obchodzono,
Nauk pasyjnych też nie opuszczono,
Na gorzkich żalach pełno ludu było,
W wiejskim kościółku wciąż się aż roiło.

Rekulekcje miały wszystkie stany,
Młodzież, kobiety, starzy, słudzy, pany,
Każdy się szczerze z grzechów swych spowiadał,
I nikt „na potem” spowiedź nie odkładał.
Kto do spowiedzi choćby raz do roku,
Niechodził, tego miano na widoku,
Jako człowieka niepoczytelnego,
Wprost nieużytka wykolejonego.
Szczęściem iż na wsi takich mało było,
To się po miastach zwykle panoszyło.
W wielki więc czwartek do Stołu Pańskiego,
Przystępowało moc ludu wiernego,
Dziedzice dworów, nauczycielowie,
Pobożne panie, służba i panowie,
Uczeni stali obok z prostaczkami,
Kościół narówni darzył ich łaskami;
I patrząc na ten naród rozmodlony,
Wiarą z Niebieskim Panem połączony,
Z pokornem sercem o tem się myśliło,
Coby na ziemi bez Chrystusa było!?

W sobotę ogień i wodę święcono,
Które z szacunkiem do domów wnoszono,
Święte zarzewie ognia przez rok cały,
Z wodą święconą wszystkie domy miały,
W miłym kościółku przepięknie ubrany,
Grób Chrystusowy w kobierce, dywany,
Wśród oleandrów, mirt, żywego kwiecia,
Istnym raikiem zdał się być na świecie.
Tłumy wiernego ludu go zwiedzały,
Dziewice w bieli na straży klęczały,
Cisza, powaga, oraz nastrój chwili,
W miejsce Golgoty myśli przenosiły.

W niedzielę rano, skoro odblask zorzy,
Świt zarumienił, to wierny lud boży,
Płynął ze wszystkich kątków parafji,
By być obecnym na rezurekcji.
Ciągnęły wózki jedne za drugiemi,
Szosą, gościńcem, drogami bocznemi,
W stronę kościółka wszystko to zdążało,
Króbki z żywnością do święcenia miało.
Były tu wózki chłopskie jednokonne,
Bryki szlacheckie, większe parokonne
Szły wielkie kary czwórką zaprzężone,
Służbą folwarczą szczelnie wypełnione,
Były powozy kryte, resorowe,
Fajetoniki i stare i nowe,
Starzy i młodzi, ojcowie i matki,
Dziedziczki dworów, panny i mężatki,
Z tą falą ludu w jeden punkt płynęli,
Zmartwychwstałemu pokłon oddać mieli.
Za grzech śmiertelny było uważano,
Gdyby ten ranek we śnie zmarnowano.

A tam z oddali, niby głos anioła,
Z wieży kościelnej dzwon lud wierny woła,
Płonie rzęsistem światłem kościół cały,
Wszędy skupienie i nastrój wspaniały,
Wokoło grobu tłumy zgromadzone,
Kościół i cmentarz szczelnie wypełnione,
Bractwa kościelne chorągwie szykują,
Krzyż, ołtarzyki w słońcu połyskują.
Morze głów ludzkich widne na cmentarzu,
Ksiądz w białych szatach stoi przy ołtarzu,
Wtem się rozległo: „Przez Twe Zmartwychwstanie!”
„Wesoły nam dzień!” grano na organie,
A naród cały głosem huraganu,
Zmartwychwstałemu chwałę śpiewał Panu!
I tam daleko! het, aż pod niebiosy,
Płynęły z ziemi biednych ludzi głosy.
W wielkiej procesji wszyscy się łączyli,
Jedną rodziną Chrystusową byli.

Pierwszy dzień Święta pobożnie spędzano,
Świąt Zmartwychwstania wzajem winszowano,
Dzieciarnia w jajka farbowane grała,
Młodzież kołyski we wsi urządzała.
Wiejscy chłopcy, oraz pracownicy,
Wyśpiewywali nocą na ulicy,
Allelujami domy weselili,
Wszędy radośnie przyjmowani byli.
Przez pola, lasy, góry i doliny,
Płynęła piosnka z zacisznej wioszczyny,
Urocza wiosna śpiewom wtórowała,
Cała natura Zmartwychpowstawała.

Jest między ludem przepiękne podanie,
Iż gdy Pan Chrystus odwiedzał otchłanie,
To mocarz piekieł, lucyper przeklęty,
Został w stalowe kajdany ujęty.
Władza nad światem jego się zachwiała,
Moc i potęga skruszoną została,
I tak w łańcuchach ten mocarz ciemności,
Zgrzycząc zębami, miota się w swej złości,
Nie może jednak ziemi opanować,
I Chrystusowej potęgi skasować.
Więc zwołał, bies ten, zgraję mniejszych duchów,
By uwolniły jego z tych łańcuchów.
Wysłańcy piekieł usilnie pracują,
Grube kajdany dzień i noc piłują,
Iskrzą się oczy, ogień z paszcz im bucha,
I dopiłować mają już łańcucha.
W temn alleluję wierni zaśpiewają,
Nadpiłowane więzy się zrastają,
Wściekli szatani, w złości i rozpaczy,
Biorą się znowu do ponownej pracy,
Tak ustawicznie już przez długie lata
Pracują biesy by uwolnić brata!
Wówczas nad ziemię szatan zapanuje,
Gdy lud przestanie śpiewać alleluje,

Adam Hadbank, Wilno 1932

Tagi: Brak tagów

Możliwość komentowania została wyłączona.