Po nieudanej wyprawie na Narbutta pod Kowalkami w puszczy Nackiej Moskale nie poprzestali próbować szczęścia, aby dopaść go znacznemi siłami i ostatecznie rozbić. Na głowę Narbutta generał gubernator Wileński nałożył znaczną nagrodę, licząc na to, że chciwość ludzka wyda go w ręce rosyjskie. Na poszukiwania partji Narbutta, prócz istniejącego stałego garnizonu lidzkiego, wysłano dodatkowo znaczną część dywizji lejb-gwardji pod dowództwem generała Weljaminowa, w składzie mniej więcej następującym: Pawłowski pułk piechoty, dwie kampanie strzelców lejb-gwardji, szwadron Kurlandzkiego pułku ułanów, szwadron dragonów lejb-gwardji, sotnia kozaków, dwie baterje artylerji polowej (8 dział) i 1/2 baterji artylerji konnej (2 działa), ogółem około 3.000 ludzi. Oddział ten dnia 1 maja o świcie maszerował z Ejszyszek na Dubicze lecz nie dochodząc do tego miasteczka, zatrzymał się w pobliżu leśniczówki w Montatach i tu, schwytawszy leśnika Adama Bazylewicza Karpowicza t. zw. „Saładuszkę”, stałego przewodnika partji Narbutta, początkowo nieludzkiem biciem, następnie zaś obietnica dużej nagrody za zdradę zmusił go do wskazania miejsca pobytu powstańców w rejonie Stuniuńc i do zaprowadzenia ich do tego miejsca.
Generał postanowił podstępem napaść na Narbutta i w tym celu, po noclegu w Dubiczach, z większą siłą udał się traktem przez Naczę na północ, rozgłaszając powszechnie po okolicy o swym odmarszu, natomiast mniejszy oddział pod dowództwem kapitana Timofiejewa w składzie: jednej kompanji strzelców lejb-gwardji i dwu kompanij Pawłowskiego pułku piechoty oraz plutonu 42 pułku kozaków dońskich – łącznie około 700 ludzi, – pozostawił w ukryciu pod Dubiczami dla urządzenia zasadzki na Narbutta w rejonie Dubicze – Zabłoć. Narbutt tymczasem z niewielkim, do 120 ludzi wynoszącym oddziałem, uwiadomiony na czas o nadciągnięciu tak znacznych sił rosyjskich w jego stronę, w dniu 2 maja sprytnie zmienił miejsce pobytu i zmyliwszy wroga rozpalonemi ogniskami, które on wziął za rzeczywisty obóz powstańczy, z pod Molina (koło Staniuńc) przeszedł około 10 kilometrów na południe, przeprawił się jazami przez rzekę Kotrę na jej drugi brzeg i obrał obóz na południe od jeziora Pelasa pomiędzy Dubiczaini i Romanowem w terenie niemal niedostępnym, otoczonym bagnami i porośniętym krzakami). Tu w nocy z 2 na 3 maja przez agenta Rządu Narodowego otrzymał Narbutt bardzo ważne rozkazy; między innemi manifest Wydziału zarządzającego prowincjami Litwy z dn. 30 marca, powołujący narody Litwy i Białorusi do ogólnego powstania narodowego, którego wybuch ustalono na dzień 3 maja. Treść tego manifestu była następująca:
Wydział zarządzający prowincjami Litwy. Rodacy! Pod naciskiem gwałtu, jakiego nie ma przykładu w dziejach, naród polski powstał do zrzucenia haniebnego jarzma. Powstał bez broni i bronią wydartą z rąk wroga walczy od dwu miesięcy za wolność i niepodległość swoją. W walce nierównej, ale rozpoczętej z wiarą w Boga i miłością Ojczyzny w sercu, Bóg pobłogosławił; wojna narodowa szerzy się, rozwija, olbrzymieje, tak ze wszystkie siły najazdu podołać jej nie mogą. Powstanie stało się potęga, przed którą wróg zadrżał, którą świat podziwia. Wydział zarządzający prowincjami Litwy, działając z upoważnienia Rządu Narodowego, wzywa braci – Litwinów i Rusinów, stanowiących z Polską jedna nierozdzielną całość, do jak najściślejszego zjednoczenia się i skupienia wszystkich sił narodowych około zatkniętej Chorągwi niepodległości. Wobec krwawej walki narodowej różnicy zdań nie ma, stronnictwa istnieć nie mogą. Jeden cel wszystkich łączy – Rząd Narodowy lub rząd najezdniczy! Posłuszeństwo – lub zdrada!…
Rodacy Wszystkich wyznań i stanów, Bracia Litwy i Rusi! Czyż wobec bohaterskiej walki za Niemnem, w której najszlachetniejsza krew polska obfitym płynie strumieniem, będziemy dalej sromotnie kark zginać pod haniebne jarzm niewoli moskiewskiej? Będziemy obojętnie poglądać, jak Moskwa wszystko co najzacniejsze i najszlachetniejsze więzi w cytadelach lub W głąb Sybiru wywozi? Pozwolimyż na to, aby w pośród nas siała kąkol niezgody i dłonie nasze uzbrajała w bratobójcze noże? O nie, tak nie będzie! Bracia! Godzina ostatniej walki wybiła. Litwa i Ruś. wierna ślubowi jedności powstanie, jak jeden mąż do boju za wiarę i wolność, za swobodę ludów, w obronie niepodległości własnej, w obronie porządku i cywilizacji. W kim tylko bije serce polskie, naprzód pod sztandar Orla i bratniej Pogoni, a poprzysiągłszy sobie miłość, jedność i braterstwo, wygnamy wroga z granic naszych. Do broni więc bracia! Do broni! Z modlitwą w sercu z świętem pieniem na ustach, jak dzielni ojcowie nasi, do broni w imię Boga Zastępów i Matki jego Najświętszej, Królowej Polskiej! Boże zbaw Polskę!
Wilno, dnia 19/31 marca 1863 r.
Prócz tego otrzymał Narbutt patent Wydziału Zarządzającego prowincjami Litwy z następującą nominacją: „Rząd Narodowy mianuje obywatela Ludwika Narbutta naczelnym wodzem zbrojnych sił Wielkiego Księstwa Litewskiego wszędzie, gdzie takowe w prostej z Nim komunikacji pozostawać będą. Doczekał się zatem Narbutt owoców swego dzieła, doczekał się ogłoszenia powszechnego powstania na całej Litwie, które tak ofiarnie przygotowywał już od trzech miesięcy, doczekał się ponadto zasłużonej ciężko nagrody w postaci tej ostatniej nominacji. Cóż? – kiedy w tym właśnie czasie – czuł się niezupełnie zdrowym, był bardzo przemęczony fizycznie i wyczerpany moralnie. I „Ustne podanie niesie – pisze jeden z biografów Narbutta – że od samej chwili zawiadomienia o powołaniu przez Rząd Narodowy Litwy do ogólnego powstania, Ludwik utracił swój dawny posągowy spokój i po pierwszem uniesieniu wpadł w jakąś dziwną ociężałość, nieopuszczającą go aż do samej bitwy… Zdawało się, iż sen go nuży, że nigdy przedtem niedostrzeżone fizyczne osłabienie odbiera mu wszelką sprężystość.
Czy była to jakaś dolegliwość fizyczna, czy też wyczerpanie chwilowe? A może było to przeczucie człowieka, który dokonał swego posłannictwa i czuje zbliżający się koniec życia?, bo na przykład, na widok nowej czamarki, którą mu siostra Teosia Monczuńska wówczas przywiozła – rzekł do niej w przygnębieniu: „Nie dadzą mi ją znosić, kruk już zakrakał nad moją głową”. Zdarzyło się bowiem pewnego wieczora, iż nad rozpalonem ogniskiem zerwał się z pobliskiej sosny czarny kruk i, kracząc przeraźliwie, krążył nad głowami powstańców, czyniąc tem niezatarte wrażenie na obecnych. Zabobonni szeptali W przykrym nastroju, że zły to prognostyk, bo kruk ten nieszczęście sprowadzi. Żegnając się tuż przed bitwą z siostrą swą Teodora Monczuńską, rzekł: „Nie daję ci żadnych rozkazów, wracaj tą samą drogą. Posuniemy się bliżej ku Dubiczom, tam chleb nam przyniosą, może pójdziemy pod Grodno. Z Dubicz będziesz miała wiadomość, a te przelaszczki – dodał, podając wiązankę kwiatów, zawieź żonie i ojcu”. Pożegnawszy siostrę, wysunął się Narbutt na skraj lasu i usiadł pod drzewem. Przyboczni jego towarzysze, zwłaszcza Kraiński, jakby w przeczuciu, odciągnąć pragnęli wodza w bardziej ukryte miejsce… Narbutt jednak nie dał się do tego nakłonić i pozostał smutny i zadumany. Biegł może myślą do ukochanej żony i rodzinnego ogniska, może zaś bezwiednie opanowała go przedśmiertna tęsknica, doznawana często przez niektórych ludzi przed zgonem?… W takim nastroju przebył wódz w obozie w nocy z dn. 3 na 4 maja, w otoczeniu najbliższych towarzyszy, marząc o przyszłości kraju, wsłuchany w odgłosy puszczy i melodje pieśni żołnierskich, nuconych przy płonącem ognisku. Słowa jednej takiej pieśni zachował dla potomności „Głos z Litwy” (Nr. 2), za którym przytaczam dwie jej pierwsze strofy:
PIEŚŃ POWSTAŃCÓW PRZY OGNISKU
Wśród chłodu i głodu w obronie narodu
My zawsze do boju gotowi
Choć dłoń nam skostniała, lecz serce w nas pała
I grozim rozpaczą wrogami.
Świat głuchy na jęki, nie podał nam ręki
Już w pomoc nie wierzym niczyją,
Lecz z słowem modlitwy idziemy do bitwy,
Wołając: Jezusie, Marjo!
Poprzednio już rozesłał Narbutt rozkazy do nowoorganizujących się partyj koło Lidy, jako też do partji trockiej – Wysłoucha, oszmiańskiej Ostrogi-Poradowskiego, nowogródzkiej, słonimskiej i innych, aby nadciągnęły pod Dubicze, gdzie miał zamiar wydać decydującą bitwę z siłami równemi oddziałowi Timofiejewa, którego chciał wciągnąć do błot Kotry i Pelasy, tu go otoczyć i rozbić. Stanowisko jego w puszczy Dubickiej było na ogół doskonałe – w wyrębie leśnym na kępie, za którą ciągnęła się puszcza nieprzebyta, przed nią jezioro, wokół niedostępne trzęsawiska, a dostęp do obozu był jedynie przez kładkę ukrytą na rzece. Drogą tą właśnie miano dostarczyć do obozu chleb, na który niecierpliwie oczekiwano. Narbutt, czując się bezpiecznym, spokojnie obozował, powstańcy jego „ćwiczyli się w strzelaniu, tak, że słychać było w Dubiczach strzały, ale proboszcz miejscowy i właściciel Dubicz zapewniali Timofiejewa, że to staroobradcy polują”. Timofjejew w poszukiwaniu powstańców pomaszerował na Zabłocie.
Wskutek zdrady Adama Bazylewicza Karpowicza, który od włościan dowiedział się, że partja Narbutta obozuje w puszczy Dubickiej koło jeziora Pelasy, doniósł o tem dowódcy rosyjskiemu. Timofjejew potajemnie powrócił spod Zabłocia i, po męczącym marszu poprzedniego dnia, 4 maja zatrzymał się w Dubiczach dla dania wypoczynku oddziałowi, a wiedząc z doświadczenia, że otwartą walką nie pokona bohaterskiego partyzanta, postanowił zdradą i podstępem dopiąć swego zadania. Przy pomocy przekupionych włościan Adama Karpowicza i Antoniego Talikowskiego vel Tołłoczko z gminy koniawskiej odszukał ślady postoju partji. Pod wieczór tegoż dnia sztabs kapitan Renwald w przebraniu chłopskiem z Adamem Karpowiczem udał się łódka na zwiady wzdłuż Kotry, a potem błotami dotarł do rzeki Draciliszki, gdzie natknął się na czujkę (pikietę) powstańczą, która jednak nie strzelała, bo Narbutt zabronił strzelać do wieśniaków. Narbutt był powiadomiony o ukazaniu się jakichś dwóch wieśniaków ze strzelbami, obserwował ich przez lornetkę, lecz w końcu machnął ręką i rzekł: „kacapy-myśliwi, nic więcej, już idą na kaczki”. I poszedł na drugi brzeg lasu. W ten sposób Renwald bez przeszkód dokonał rozpoznania stanowisk powstańców i wrócił do Dubicz z meldunkiem. Po jego powrocie Timofiejew o godzinie 17-tej dnia 4 maja ruszył z oddziałem na to ustalone miejsce, aby urządzić zasadzkę na Narbutta. Prowadził go Adam Karpowicz, który doskonale znał teren i miejsce pobytu Narbutta. Przeprawiwszy się przez Kotrę po kładkach i na czółnach, niepostrzeżenie zbliżył swój oddział pod obóz powstańców, otoczył go dokoła i po kładce ruszył ze strzelcami przebranymi za chłopów na ową kępę, gdzie rozłożony był obóz Narbutta. Żaden ruch na kępie i naokół niej nie zdradzał obecności w pobliżu zaczajonych Moskali, którzy do kolan, a nawet po pachy zanurzeni w błocie i wodzie, kryli się za krzakami z bronią gotową do strzału. Narbutt w oczekiwaniu na transport chleba, stał w otoczeniu kilku przyjaciół koło pikiety (Czujki) i wypatrywał chłopów, którzy mieli chleb dostarczyć. Na uwagę Andriolliego, że coś za dużo tych chłopów idzie i to podejrzanych, Narbutt, chociaż nie przeczuwał zdrady, bo widział na czele przewodnika swego Adama Bazylewicza Karpowicza, przez lunetę począł obserwować i na wszelki wypadek kazał zająć stanowiska do walki. Idący przodem Karpowicz jak Judasz, wskazując palcem Narbutta, zawołał: „Oto jest Narbutt!“. Odwinęły się świtki chłopskie i zamiast chleba ukazały się karabiny. Łańcuch strzelców z okrzykiem „hurra”! Rzucił się naprzód, zajął wprędce stanowiska i zmierzył się do grupki powstańców, stojących najbliżej na kępie. Padła pierwsza salwa, skierowana w pierś Narbutta, który, mimo że został ranny w nogę, nie przestał dowodzić oddziałem w tak wielkiem niebezpieczeństwie. Nakazał odwrót na lewo od kępy nu dubickie łąki. Powstańcy karny i dzielny stawiali opór, cofając się eszelonami powoli i w porządku, aby przebić się przez pierścień Moskali i ujść w kierunku na Dubicze. Cofając się tak, doszli wreszcie do linji rosyjskiej i starli się z nią na bagnety; walka wręcz niedługo trwała, powstańcy zdołali się wyrąbać z żelaznego wieńca bagnetów moskiewskich i przedarli się na dubickie błonia.
W tym czasie druga kompanja rosyjska, rozsypawszy pluton tyraljery, wyciągnęła się w prawo od kompanji strzelców i w ten sposób odcięła odwrót dalszy Narbuttowi, spychając go w bagno. Manewr ten udał się. Rażeni z frontu i z boku powstańcy poczęli się cofać, odpowiadając ogniem na strzały rosyjskiej tyralierki. „Osiem razy oddział z okrzykiem „hurra”! – pod silnym ogniem wznawiał atak i prowadzony przez wszystkich oficerów bezustannie ścigał buntowników po kępkach błota, porosłych wysoką i gęstą łozą” – tak później raportował o walce tej Timofjejew. Partja Narbutta na rozkaz wodza rozsypała się na grupki i każdy na własną rękę szukać musiał w ucieczce ratunku. Narbutt, widząc zbyt szybkie tempo odwrotu, sam cofał się ostatni, zagrzewał do walki, utrzymywał porządek i dyscyplinę, nawołując: „Wolno! z godnością panowie! Nieprzyjaciel nas widzi! Odstrzeliwać i cofać się“ i w tym właśnie momencie został znów ranny w pierś. Zgromadzona koło niego grupka najdzielniejszych i najwierniejszych przyjaciół, podtrzymująca słabnącego wodza, zwróciła uwagę wroga, który właśnie teraz skierował do niej morderczy ogień. Padają wierni, dzielni towarzysze broni, wreszcie sam wódz zostaje po raz trzeci śmiertelnie ugodzony kulą w szyję. „Zostawcie mnie, już umieram, ratujcie się sami“ jeszcze raz słabnącym głosem nakazał wódz, widząc pogrom partji. Wszyscy towarzysze z otoczenia wodza od gradu kul legli zabici lub ranni. W tym właśnie czasie Władysław Klimontowicz i Seweryn Jakubowski podbiegli z szeregów do wodza, uklękli przy nim i usłyszeli te ostatnie jego słowa: „Dulce est pro partia mori!” (Słodko jest umierać za ojczyznę). Z temi słowy na ustach Ludwik Narbutt wyzionął ducha.
Oddział, po stracie wodza i oficerów, bez komendy cofał się w nieładzie i napierzmy przez Rosjan pierzchną w lasy, gęstym trupem usławszy pobojowisko. Walka trwała przeszło godzinę. Pościg trwał do późnej nocy, poczem Moskale wrócili na nocleg; do Dubicz, skąd następnego dnia Timofiejew udał się przez Sołtaniszki na Zabłoć. Dnia 5 maja ciała bohaterów dubickich okrutnie pokaleczone włościanie dubiccy zabrali z pola bitwy i przywieźli pod kościół w Dubiczach. W grupie poległych odszukano wodza i rozpoznano go po sakiewce z większym zapasem gotówki, przechowywanej dla partji; prócz niej Narbutt posiadał przy sobie tylko książeczkę do nabożeństwa.
Timofjejew opowiadał potem, że Narbutt „ubrany był skromnie, w czamarkę szaraczkową, bez żadnych odznak i długie buty, twarz była piękna, wysokie czoło, regularne rysy, na których zastygł dumny uśmiech”. Wskutek prośby przyjaciółki Narbuttów Antoniny Tabeńskiej, dowódca rosyjski, opuszczając Dubicze, na mocy telegraficznego zezwolenia generał gubernatora Nazimowa, zezwolił na pochowanie poległych z nabożeństwem. Siostra Narbutta z Antoniną Tabeńską i doktorową Terajewiczową z Sołtaniszek oraz miejscowym proboszczem ks. Stawickim zajęli się pogrzebem. Wieść o tem rozeszła po całym powiecie tak, że w dniu pogrzebu – 6 maja – zjazd obywateli ludu w Dubiczach był tak liczny (ponad 300 osób), że zapełnił się szczelnie nie tylko cały kościółek, ale i cmentarz kościelny.
12 trumien niepomalowanych, a trzynasta półaksamitem czarnym obita, bez katafalków w kościele ustawione zostały; na spodzie samym 6 trumien, na nich 4, dalej 2 i na wierzchu jedna trumna Narbutta wieńczyła piramidę. „Po nabożeństwie wszystkie trumny w jednej umieszczono mogile, rzędem jedna przy drugiej stawiając i całą tę ogromną mogiłę zasypano kwiatami”. Zaledwie skończyły się smutne uroczystości pogrzebowe – nadszedł inny oddział rosyjski (kozacy atamana Własowa), który miał zadanie nie dopuścić do ceremonji pogrzebowej i rozpędzić tłum, lecz spóźnił się i jedynie zrównał z ziemią kopiec, usypany nad grobem powstańców, aby ślad po nich nie został. Przez 70 lat rozpoznawano mogiłę powstańczą jedynie po kamieniu z charakterystycznym napisem „Leon Kraiński 1863 r.“, którym rodzina oznaczyła grób jednego z 13-stu poległych.
Imię Narbutta tak było na Litwie popularne i sławne, że, pomimo publicznego pogrzebu, lud długo wierzyć nie chciał, że wódz zginął; byli i tacy, którzy już dawno po pogrzebie twierdzili, iż go widzieli i upewniali, że żyje, organizując nową partję w puszczy; pamięć o nim dotychczas przetrwała w legendach i pieśniach ludowych. „Są ludzie, których Opatrzność od kolebki do ofiar przeznacza, przychodzą oni na świat namaszczeni chryzmatem męczeństwa i przez cały swój żywot ofiarny aż do chwili ostatniej dźwigają swój krzyż z czołem promiennem wiarą, ze spokojem spełnionej powinności z pieśnią nadziei i wytrwania na ustach. Do takich postaci bezsprzecznie należał p. Ludwik Narbutt”. Taki nekrolog umieścił Rząd Narodowy w Nr. 11 „Niepodległości”, do którego dodać należy następujące uzupełnienie z „Wiadomości o powstaniu na Litwie” (Nr. 6 z dn. I2. V 1863 r.). „Zgon Narbutta – pierwszego powstańca Litwy – bolesnym ciosem dotknął wszystkich prawych synów tego kraju, lecz jego przykład i pamięć o Nim zachęci tysiące iść w Jego ślady, jak On walczyć dla kraju i choćby zginąć z pewnością, że Niepodległość Ojczyzny już niedaleka!“.
Źródło: Ludwik Narbutt. Życiorys Wodza w powstaniu styczniowem na Litwie.
Opracował: por Władysław Karbowski, 1933 – 1935
Wydawnictwo: 76. Lidzki Pułk Piechoty im. Ludwika Narbutta