lituania_grottger

Młodość Ludwika Oseta Narbutta

Ludwik Narbutt przyszedł na świat w dniu 26 sierpnia 1832 roku we dworze rodzinnym w Szawrach, jako syn znanego historyka Teodora i Krystyny z Sadowskich. Ochrzczony i zapisany został do ksiąg metrycznych w kościele parafjalnym w Naczy w dniu 4 września tegoż roku. Tradycja jednak rodzinna mówi, iż bohater nasz urodził się w 1831 r., w chwili największej zawieruchy krajowej. Matka Ludwika, nosząca go podówczas w swem łonie przechodziła całą gamę uczuć, od upojeń radości i nadziei na widok przechodzącego przez Szawry oddziału Giełguda, do bolesnych później zawodów. Wstrząśnienia te przypuszczalnie musiały oddziałać na dziecko. Z mlekiem matki ssał potem gorycz narodowych bólów. Z jej piersi czerpał miłość do kraju, która później stała się przewodnią ideą jego życia.

Ojciec Ludwika Narbutta – Teodor, syn Joachima i lzabelli z Noniewiczów, urodzony w rodzinnym majątku Szawry, w pow. Lidzkim, w dniu 8.XI.1784 r., wywodził się ze starożytnego litewskiego rodu wielkoksiążęcego Dowszprungów, który dał początek wielu rodom kniaziowskim i szlacheckim. Po ukończeniu wydziału matematyczno-inżynieryjnego na uniwersytecie wileńskim, w 1803 r. rozpoczął służbę jako inżynier wojskowy. Służba ta, odbywana w uciążliwych warunkach, jako też otrzymane w wojnach rany i kontuzje osłabiły jego zdrowie i pozbawiły go niemal zupełnie słuchu, którego już nigdy nie odzyskał. Wskutek tego zmuszony był w 1812 roku opuścić służbę wojskową w stopniu sztabs kapitana inżyniera i wrócił do rodzinnego domu w Szawrach. Pod wpływem głębokiej miłości kraju i przeszłości narodu, rozpoczął działalność naukową, a równocześnie i obywatelsko-gospodarcza. Przez kilkanaście lat z niezwykłą gorliwością i naukowem zamiłowaniem gromadził podania i wiadomości oraz różne zabytki staropogańskiej i chrześcjańskiej Litwy; studjował wszystko, co się zachowało w naszej literaturze lub znajdywało się rozrzucone zagranicą, sam zwiedził niemal całą Litwę, zbierając podania i pieśni ludowe, a następnie dał piśmiennictwu polskiemu szereg poważnych prac naukowych. Najważniejsze jego dzieło p. t. „Dzieje narodu litewskiego” – to owoc mrówczej pracy tego okresu jego życia. Jako gospodarz, zasłynął Teodor Narbutt daleko w kraju, a jego rodzinna wioska Szawry, choć niewielka, zakwitła jednak pod jego ręką prawdziwym dobrobytem, nie było bowiem nieznanych lub nieuznawanych przez niego dziedzin w gospodarstwie rolnem. Zwracał uwagę na racjonalną uprawę ziemi, rozwinął sadownictwo i warzywnictwo, zorganizował gospodarkę cukrową i słodową oraz gorzelnię, zbudował wreszcie warsztaty rękodzielnicze stolarskie, tkackie, garbarskie i t. p. Choć inżynier z wykształcenia, a dziejopis z zamiłowania, był Narbutt wzorowym rolnikiem; wyniki jego pracy na roli – rozsławiły imię jego w całej Litwie. Dzięki staraniom Narbutta, kraj począł się budować i bogacić na polu rolniczo-przemysłowem. Jego to głównie, między innemi, zasługą było urządzenie zakładów zdrojowych w Druskienikach. Zasklepiony w żmudnej pracy naukowej i znojnem gospodarstwie, nie był Teodor Narbutt obojętny na rozgrywające się w kraju sprawy polityczne. Na wieść o powstaniu Litwy w 1831 roku, odrywa się od zajęć codziennych i zgłasza się do dyspozycji gen. Giełguda. Po upadku powstania władze rosyjskie dwukrotnie go więziły w Wilnie, jako podejrzanego o wzniecanie wśród ludu patrjotyzmu i nienawiści do Rosji oraz o dążenia rewolucyjne. Narbutt wierzył, że za pomocą historji można wychować nowe pokolenia, zdolne podźwignąć Ojczyznę z niewoli, że pokolenia te uda się przy pomocy historji tak zahartować, iż wszystko bez wyjątku wraz z życiem poświęcą dla dobra Rzeczypospolitej; całą duszą żył w przeszłości z myślą przyszłości kraju. Dlatego dom jego, choć na głębokiej prowincji, był zawsze ośrodkiem żywego patrjotyzmu polskiego na Litwie; dla tego też całe młode pokolenie, które wychowane w takich zasadach z domu jego wyszło, oddało życie swoje w ofierze Ojczyźnie.

Matka Ludwika – Krystyna-Katarzyna z Sadowskich, była córką ubogiego rolnika z Butrymańc (pow. lidzki), byłego żołnierza kościuszkowskiego; rodem szlachcianka, ale pracą i obyczajem zupełnie z ludem zespolona. Początkowo była ona gospodynią w szawrskim dworze; Teodor Narbutt ocenił jej ujmujący charakter i wielkie zalety serca i począł ją kształcić, a ujęty jej prostotą, czułością i głęboką religijnością, pokochał ja. Mimo różnicy stanu i wykształcenia, pojął ją za żonę. W posagu wniosła Krystyna w dom Narbuttów – bogobojność, miłość cichą i szczerą oraz prawdziwe familijne szczęście, a dzieciom zaszczepiła umiłowanie prostoty i pracy oraz szacunek dla wiejskiego ludu. „Była młoda, wesoła, czarnooka, urodziwa, a choć wyższej edukacji, jak powiadano wówczas, nie miała, ale wrodzony rozum i zalety duszy wynagradzały wszelkie salonowe niedostatki. Tradycje ojca rozwinęły w niej głęboki patrjotyzm, a dzielny i energiczny z natury charakter uczynił z niej niepospolitą w przyszłości niewiastę… Gdy pierwszy dziejopis Litwy siedział zatopiony w badaniu przeszłości, żona jego objęła z konieczności ster rządów w domu. Podupadłe gospodarstwo zaczęło się wkrótce podnosić i rozwijać w wielu gałęziach”.

Pierwsze lata dzieciństwa spędził Ludwik w rodzinnym domu cicho, spokojnie i szczęśliwie na zabawach w familijnem gronie, słuchając opowiadań matki o jej ojcu i powstaniu kościuszkowskiem oraz o niedawnych wypadkach powstania listopadowego na Litwie. Ojciec wychowywał dzieci swe po staropolsku, w poszanowaniu dawnych zwyczajów i tradycyj, rozbudzając w nich umiłowanie do historji rodzinnego kraju i zaprawiając do przyszłej służby dla Ojczyzny. Sam niejednokrotnie z zapałem opowiadał dziatwie żywoty bohaterów narodowych i ich świetne czyny lub czytywał kursujące potajemnie w odpisach dzieła Mickiewicza. Zebrane przez ojca i rozmieszczone wokół domu najrozmaitsze pamiątki historyczno-geologiczne i kamienne bożkilitewskie były dla małego Ludwika najdroższymi przyjaciółmi i powiernikami jego młodocianych marzeń.

W tym czasie twardy los zesłał mu pierwsze dotkliwe wrażenia nieszczęścia w rodzinie, gdy, jak wyżej podano, ojciec jego dwukrotnie został uwięziony w klasztornej celi w Wilnie. Choć w obu wypadkach po kilkumiesięcznem uwięzieniu ojca zwolniono, jednak te bolesne przeżycia, gdy z trwogą matki łączyły się pierwsze gorzkie łzy i gorące modły dzieci, na pewno miały doniosły wpływ na ukształtowanie się charakteru Ludwika, a w duszy jego pozostawiły niezatarte wrażenie gwałtu i obcej przemocy, ciążącej nad Litwą. Ludwik Narbutt miał dość liczne rodzeństwo, a mianowicie 4-ch braci: Aleksandra, Franciszka, Bolesława i Stanisława oraz 3 siostry: Joannę, Amelię i Teodorę, – nie licząc rodzeństwa, które zmarło w dzieciństwie.

„W świecie dziecięcym najbardziej się zespoliła czwórka rodzeństwa złożona z Ludwika, Bolesława, Franciszka i siostry Teodory. Przewodził jej Ludwik, nad wiek swój rozwinięty. Dzieci miały wielkiego przyjaciela w niejakim Greratowskim, który od r. 1831 bawił w Szawrach w roli rezydenta. Skąd się wziął, kim był, jak się istotnie nazywał… nie wiedział nikt… Greratowski uczył trochę dziatwę. Opowiadał też jej ciekawe rzeczy z przeszłości, zwłaszcza o 1831 r. Często też na tem tle rozwijały się dziecinne zabawy w odległym kącie ogrodu. Dzieci wraz z Geratowskim bawiły się w wojnę. Ludwik występował w roli Kościuszki, Bolesław bywał jego adjutantem, a siostra Teodora-Platerówna. Zmęczone bieganiem siadały potem dzieci na dużym kamieniu i po swojemu rozstrzygały kwestje męczeństwa i cierpień kraju i narodu”. „A co by było, gdybym was zdradziła? – Spytała raz Teodora braci. – „Wyrzekłbym się Ciebie” – zawołał Bolesław; „A ja bym Cię własną ręką zabił” – wyrzekł poważnie Ludwik… „Dnia pewnego, gdy matki w domu nie było, drogą poza ogrodem przeciągał szwadron rosyjski. Dzieci postanowiły spełnić w swem mniemaniu czyn bohaterski i zamanifestować głośno swe narodowe uczucia. Wpadłszy więc w krzaki porzeczek i agrestu przy płocie koło drogi, całą siłą swych drobnych piersi zanuciły: „Jeszcze Polska nie zginęła! Pewne były, że je za to powieszą… gotowały się na śmierć męczeńską… ale szwadron przeciągnął, nie zwróciwszy na śpiew żadnej uwagi, co zdetonowało bardzo młodocianych patrjotów. Tak w domu Narbuttów wychowywany doszedł Ludwik tego wieku, gdy pora było myśleć o szkolnej nauce, która i utorować miała mu dalszą drogę w świat. Oddano go do powiatowej szkoły w Lidzie; była to 2-letnia szkoła przygotowawcza do gimnazjum państwowego, doskonale prowadzona przez zakon ks. Pijarów. Nauczycielami w niej byli jeszcze wtedy Polacy, językiem wykładowym również był język polski. Tu spędził młody Ludwik rok cały, poczem oddano go do wileńskiego gimnazjum gubernjalnego t. zw. „Instytutu szlacheckiego” (około 1846 roku). Pobyt z dala od domu i rodziny musiał mocno dać się we znaki młodzieńcowi z natury tkliwemu i uczuciowemu, rozwijając w nim jeszcze większe przywiązanie do matki i rodzinnego domu. Teraz już tylko w uroczyste święta i w czasie wakacyj mógł bawić w Szawrach w familijnem gronie i cieszyć się cichem domowem szczęściem. W czasie wakacyj poza zabawami poświęcał czas na nauczanie młodszego rodzeństwa, pisywanie wierszy i badanie dziejów ojczystych lub najnowszych dzieł naszych wieszczów narodowych, do czego miał od lat dziecięcych zamiłowanie.

Matka jego nieraz wspominała pamiętny obrazek z tej właśnie młodości Ludwika, gdy jako 12-letni chłopiec, patrząc w lustro i widząc swe czoło zbyt ocienione spadającemi na nie włosami, powiedział do niej proroczo o sobie: „Matko, opromienię je lub zhańbię, bo dwie ostateczności o przeczuwam, będzie ze mnie albo wielki człowiek, albo łotr wielki”. Wakacje szybko mijały i po uroczych tygodniach wypoczynku i beztroskich, miłych sercu wywczasach domowych oczekiwały Ludwika w gimnazjum wileńskiem nowe przykrości, zgryzoty, smutki i tęsknoty w okresie pracy nad sobą pod okiem na ogół zimnych pedagogów, z których niejeden mógł być zakonspirowanym szpiegiem rosyjskim. Do Wilna odwoziła go zwykle matka, która po drodze zatrzymywała się w Butrymańcach, „aby z czcią i miłością odwiedzić chylącą się ku upadkowi ubogą chatkę swego ojca, gdzie ujrzała światło dzienne, i pomodlić się z dziećmi nad grobem rodzica, pogrzebanego przy kapliczce, stojącej w pobliżu tej skromnej chatki”. Ludwik w gimnazjum był pilnym uczniem, poważanym i cenionym przez nauczycieli, a dobrym kolegą, kochanym i szanowanym przez towarzyszy, na których miał silny wpływ. Pobyt jego w gimnazjum (1846 – 1850) przypadł na bardzo ciężki okres politycznych wypadków w dobie „Wiosny ludów” i powszechnej rewolucji w całej niemal Europie. Na Litwie również w tym czasie pracowali potajemnie emisarjusze, rozwożąc rewolucyjne broszury i patrjotyczne odezwy, pobudzające serca młodzieży do czynu.

W 1846 roku napełniły się wileńskie więzienia polskimi patrjotami z t. zw. „spisku Rohra”, którzy podobnie, jak niedawno Szymon Konarski i Michał Wołłowicz, powiększyć mieli poczet męczenników wolności. „Białą farbą zamalowane okna klasztorne, gęsto wokoło porozstawiane szyldwachy, kibitki z żandarmami, przewożące więźniów, niepokój całej ludności, współczującej z cierpiącymi i niepewnej o siebie, wszystko to podziałało na młode umysły. Nareszcie w lutym 1848 r. ukaranie pałkami Rohra, przed wysłaniem go do ciężkich robót, wożenie po mieście, przywiązanych do pręgierza d-ra Rómera, Apollina Hofmajstra i Józeta Bogusławskiego, ludzi, których otaczał szacunek powszechny, wysłanie kilkunastu w sołdaty, wszystko to na młodzieży, będącej świadkami tych faktów, robiło wrażenie wręcz przeciwne temu, jakie sobie rząd rosyjski zamierzał; podnosiło młode dusze, hartowało je, zagrzewając do najwyższych poświęceń. Ludwik zazdrościł niejednemu z prześladowanych, marzył o tem, żeby na ich los zasłużyć”.

Oto jeszcze jedno charakterystyczne wspomnienie z jego dzieciństwa: w 1850 r. „gdy z Wilna na wakacje przyjechał do Szawr, rodzeństwo zaraz spostrzegło, iż był poważniejszym niż dawniej. Widziała tę zmianę i matka, śledząc z niepokojem ukochanego syna. Ostatnie dnie pobytu Ludwika w domu po kończących się ferjach nacechowane były dziwnym smutkiem. Rodzeństwo patrzyło nań z trwogą, czując, iż coś wielkiego waży się w jego sercu. Nie śmiano się i jednak o to pytać. Dnie upływały… W przeddzień wyjazdu i gdy po dawnemu znaleźli się razem w ogrodzie, Ludwik cisnął otwarty scyzoryk o ziemię, a wskazując zatopione w piasku ostrze, rzekł: „może i mnie wkrótce wbiją tak samo nóż w serce…”. Zagadkowe te słowa dreszczem przerażenia objęły rodzeństwo. Prorocze to przeczucie — niedługo miało się symbolicznie ziścić.

Źródło: Ludwik Narbutt. Życiorys Wodza w powstaniu styczniowem na Litwie.
Opracował: por Władysław Karbowski, 1933 – 1935
Wydawnictwo: 76. Lidzki Pułk Piechoty im. Ludwika Narbutta

Możliwość komentowania została wyłączona.